fot. Anja Niemi
Na całe szczęście budzik ma dość nieirytujący dźwięk, jak na to koszmarne urządzenie, więc dość prędko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu, wstajesz prawą nogą i krzątasz się w swoim regularnym, porannym rytmie. Łazienka. Czajnik. Włączenie prostownicy do prądu. Sałatka do pracy. Odkrycie, że spodnie mają plamę. Przez myśl przechodzi Ci, że może zrobisz coś miłego i zostawisz mu romantyczną kartkę na lodówce, ale nie ma w pobliżu sprawnego długopisu, więc wyślesz ognistego smsa z tramwaju.
W tym długim jak peerelowska kolejka dniu upchnęło się wszystko. Samo. Prezentacje, ból brzucha, niedotrzymane terminy, natrętni konsultanci sieci komórkowych. Jeszcze tylko parę godzin i do domu, a tam tylko rozpusta, łóżko i pewne bardzo chętne męskie ciało.
Po szybkim prysznicu orientujesz się, że a) fatalnie ogoliłaś nogi b) nie kupiłaś bitej śmietany c) koronkowe body jest tak ciasne, że nie możesz oddychać, a narządy wewnętrze chyba nienaturalnie zaczynają się przemieszczać. Oczy same już się zamykają od tego męczacego pasma niepowodzeń, więc tylko na chwilkę, na sekundę, na dosłownie moment, położysz się i ekspresowo zregenerujesz...
Na całe szczęście budzik ma dość nieirytujący dźwięk, jak na to koszmarne urządzenie, więc dość prędko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu, wstajesz prawą nogą i krzątasz się w swoim regularnym, porannym rytmie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz