poniedziałek, 15 lipca 2013

In relationship with none-of-your-business

Kiedy ma się morze wolnego czasu, ocean, rzekłaby Kora, można uprzejmie załatwiać różne sprawy swojego mężczyzny, który nie jest aż takim szczęściarzem i pracuje do późnego popołudnia. Kiedy odbieram w urzędzie dokumenty uzbrojona w jego dowód osobisty, słyszę zaskoczona od pani w okienku: „A kim pani jest dla pana?” Nie mam czasu do namysłu. „Narzeczoną!”, odparowuję.



Bullshit, nie jestem żadną narzeczoną, więc dlaczego mam wrażenie, że jeśli dorosła kobieta powie: „Dziewczyną”, będzie brzmiało niepoważnie, bo mury liceum opuściła w czasach walkmana ? W dwudziestym pierwszym wieku singielek zamiast starych panien, partnerów kohabitacyjnych, a nie konkubentów, fejsbukowego statusu, który aż nazbyt rzetelnie określa  z kim i na jakich zasadach sypiasz, oraz kredytów mieszkaniowych dla samotnych, dla pani z urzędu wolę być narzeczoną, bo to sugeruje, że będę żoną, czyli wszyscy zdrowi i żyją po bożemu. Teraz, w domowym zaciszu, myślę sobie, że przecież wcale mnie nie dotyczy ta staroświecka paplanina, ta nomenklatura czasów Jane Austen, ale moja podświadomość, wzięta z zaskoczenia,  ewidentnie robi pod siebie w tej kwestii. 


Cóż, ten najtrwalszy i najbardziej harmonijny





Jak siebie nazywacie? A które nazwy to dla Was obciach i zadęcie? Nie chciałam użyć tego sformułowania, bo jest równie ograne i słabiuteńkie, co „amatorzy białego szaleństwa”… ale czy musimy i potrzebujemy się szufladkować

4 komentarze:

  1. Doskonale to rozumiem...mówienie mój chłopak przychodzi mi coraz ciężej...wydaje mi się to infantylne mimo, że tak jest i układ takiego związku bynajmniej nie jest infantylny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... "Mój chłopak" brzmi infantylnie, "mój partner" - pretensjonalnie. Jak się w takim razie nazywać? :)

      Usuń
    2. W łóżku - czemu nie ;))

      Usuń