niedziela, 28 września 2014

Work - life balance AD 2014

fot. Anja Niemi


Na całe szczęście budzik ma dość nieirytujący dźwięk, jak na to koszmarne urządzenie, więc dość prędko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu, wstajesz prawą nogą i krzątasz się w swoim regularnym, porannym rytmie. Łazienka. Czajnik. Włączenie prostownicy do prądu. Sałatka do pracy. Odkrycie, że spodnie mają plamę. Przez myśl przechodzi Ci, że może zrobisz coś miłego i zostawisz mu romantyczną kartkę na lodówce, ale nie ma w pobliżu sprawnego długopisu, więc wyślesz ognistego smsa z tramwaju.
W tym długim jak peerelowska kolejka dniu upchnęło się wszystko. Samo. Prezentacje, ból brzucha, niedotrzymane terminy, natrętni konsultanci sieci komórkowych. Jeszcze tylko parę godzin i do domu, a tam tylko rozpusta, łóżko i pewne bardzo chętne męskie ciało. 
Po szybkim prysznicu orientujesz się, że a) fatalnie ogoliłaś nogi b) nie kupiłaś bitej śmietany c) koronkowe body jest tak ciasne, że nie możesz oddychać, a narządy wewnętrze chyba nienaturalnie zaczynają się przemieszczać. Oczy same już się zamykają od tego męczacego pasma niepowodzeń, więc tylko na chwilkę, na sekundę, na dosłownie moment, położysz się i ekspresowo zregenerujesz...

Na całe szczęście budzik ma dość nieirytujący dźwięk, jak na to koszmarne urządzenie, więc dość prędko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu, wstajesz prawą nogą i krzątasz się w swoim regularnym, porannym rytmie. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz