sobota, 21 września 2013

Jak koncertowo popsuć przyzwoite, miłosne czytadło?

Czytadło nie jest tu wcale określeniem pejoratywnym. Niektóre książki są po prostu cudownie lekkie, łatwe i przyjemne, a w dodatku wchodzą jak woda. W sam raz do podróży, lub gdy chcemy oddać się niewymagającej rozrywce. I ok. Nikt nie ma przecież pretensji do sagi "Millenium", że nie roznieca refleksji o egzystencjalizmie. Są jednak miłosne czytadła, które aż wołają o pomstę do nieba. "Judasz całował wspaniale"* jest jednym z nich.



Nie zaczyna się źle. Przede wszystkim tłumaczenie z greckiego jest naprawdę profesjonalne. Polszczyzna piękna, potoczysta, sprawna. Historia jest prosta, ale nie prostacka - ona ma trzydzieści kilka lat, męża, który ją zdradza i nowego adoratora na horyzoncie. Całe przesłanie można skrócić do odnajdywania siebie po rozstaniu, szukania szczęścia i takie tam. Nie, nie spłycam. Jeszcze raz podkreślę, nie mam nic przeciwko takim książkom. ALE. Pozwólcie, że przytoczę tylko trzy zdania z kilkudziesięciu, które odpowiadają na moje pytanie kluczowe: Jak koncertowo popsuć przyzwoite, miłosne czytadło? (Za pomocą miałkich, utartych i banalnych fraz.)


"Może znałam Cię w innym życiu. Może, jak łabędzie, pływaliśmy po tym samym jeziorze."

"Mówi się, że rozłąka wycisza małe uczucia, a roznieca wielkie. Tak jak wiatr, który gasi świece, lecz potrafi też wzniecić pożar."

"Jesteś jak oaza na pustyni mojej samotności."




Zakładam stowarzyszenie antygrafomańskie, którego statut wyraźnie mówił będzie o zakazie bezmyślnego używania w literaturze słów:

miłość, szczęście, świece, księżyc, samotność, łabędzie, rozstanie, ból, serce, mrok, dusza, wino i krew.

Kto ze mną?


"Judasz całował wspaniale", Maria Papathanasopulu. Wydawnictwo Greckie Klimaty. Wrocław, 2013. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz